| Pośród strzelistych szczytów, na urwiska brzegu Gdzie na górskie hale dach świata łagodnie opada Samotne drzewo stoi, w pierzynie białego śniegu I daleko przed siebie z żalem w oczach spogląda
Czas ciągle przemija, niczym nie powstrzymany A drzewo smutnieje z każdym następnym dniem Usycha powoli, mimo łez nieustannie wylewanych Stapiając ciszę ze swoim nieubłaganym końcem
Pochylając się ku dołowi, widzi ciemną przepaść I dobrze wie, że właśnie tam się kiedyś znajdzie Rozrywa je ból, gdy myśli, że ta ciągła samotność Nie zakończy się w jego życiu, już krótkim, czasie
Tak bardzo pragnęło dzielić z kimś chwilę każdą I móc razem zachwycać się o wschodzie słońca Podziwiać gwiazdy nocą, które nigdy nie zgasną Lecz w duszy wiedziało, że nie dotrwa do końca | |