| Oto brama, ze szczątków nadziei Ze szczątków duszy, którą ludzie zawiedli I oczy Szatana spoglądające na nich Które wiedzą, o czym każdy z nich śni Bielejące ze strachu, rozgrzane nienawiścią Oczy proroka, wątpiącego: cóż jest powinnością? Oczy bezkresne, oczy przepychu Pan tego świata zwykł mieszkać tu Opuszczone to miejsce, nastrój przygnębienia Chaos i nieład, bezradne ich spojrzenia Każde uczucie rozbryzgane na ścianie "Otwórzcie wrota" - próżne ich wołanie Zewsząd cisza, złowieszcza i wroga Zewsząd obawa, zmęczenie i trwoga Nie dojrzysz, wędrowcze, szczytu owej bramy Póki nie posłużysz się, Panie, słowami, myślami "Me myśli, jak wiatry powracające Wprost ze strug każdego deszczu pochodzące Promieniste, jak blask górującego słońca Od początku czasu aż do jego końca Choć ostatecznymi winne pozostać W każdą szczelinę mogą się dostać Przeszyją na wskroś, bariery nie straszne Gdzieś się zapomnisz... i już mają Cię." | |