To nie ma żadnego głębszego sensu - rzekł młody mężczyzna podnosząc swoje zmęczone oczy ku niebu. Spojrzał mętnymi oczyma na gwiazdy, jakże piękne i nieosiągalne ludziom. W głębi duszy bił się ze swoimi myślami. Po dłuższej chwili rozejrzał się. Żadnej żywej duszy - tylko On. W oddali słychać było głośny ryk przejeżdżającego samochodu. Cisza. Siedział wpatrzony przed siebie. Powoli uspokajał się. Po co to wszystko? Dla jakiego celu? - zadawał sobie pytania. Ciemność powoli rozjaśniały nie liczne promienie słońca. Nastawał świt. Natura powoli budziła się ze snu. Wstał. Wyprostował się. Robiło się coraz jaśniej. Nadchodziła ta chwila. Z kieszeni spodni wyciągnął kawałek kartki i zapalniczkę. Sięgnął po papierosa. Przypalił go. Drżącymi rękami rozwinął tę kartkę. Czytał. Jego oczy zatrzymały się na ostatnim wyrazie - NIKT. Zawiał lekki, poranny wiatr. Coś zaszeleściło za nim. Nerwowo obejrzał się. Nic. Pustka. Spojrzał na niebo. Powoli zarysowywał się kształt słońca. To już - pomyślał. Zza pazuchy wyciągnął pistolet. Przeładował go i odbezpieczył. Uklęknął na prawym kolanie. Zgniecioną kartkę papieru położył przed sobą i podpalił ją. W spokoju patrzył jak spala się. Wziął pistolet w prawą dłoń i przyłożył do skroni. Wyprostował plecy. Chłód metalu przeszył jego ciało. Niektórzy umierają za wolność. Ja umieram za to, że całe życie byłem niewolnikiem - pomyślał i powoli naciskał na spust... Ciszę przeszył huk. Ptaki wyrwane ze snu z krzykiem wzbiły się w przestworza. Jego ciało runęło na ziemię. Nastał świt nowego dnia. |